Żelbetonowe statki


Jednym z ciekawszych rozwiązań konstrukcyjnych niemieckiego budownictwa morskiego było stworzenie tzw. żelbetonowych statków. Pierwsze projekty takich jednostek powstawały pod koniec I wojny światowej. Nieudane wyniki testów przeprowadzanych na prototypach doprowadziły jednak do tego, że szybko porzucono ten pomysł. Inżynierowie wrócili do statków z betonu ponownie w 1941 roku.

W 1942 roku biura projektowe stworzyły kilka wariantów tego typu jednostek, m.in. standardowy tankowiec o wyporności 2947 BRT. Konstrukcje te, ze względu na minimalne zużycie stali, szybko zdobyły aprobatę hitlerowskich władz.  Do korzystania z betonu zmusiły Niemców coraz większe kłopoty ze stalą, którą niemal w całości pożerał przemysł zbrojeniowy. Tymczasem planowana eksploatacja radzieckich złóż rud żelaza, niezbędnych do produkcji stali, ściśle wiązała się z rozwojem sytuacji na froncie wschodnim i była zbyt odległa w czasie, aby zapewnić stałe dostawy do niemieckich fabryk i stoczni. Ponadto do budowy betonowców nie potrzebne były ani stoczniowe doki, ani pochylnie.

 

Do realizacji tego przedsięwzięcia powstała specjalna spółka Schalenbau K.G. Dr Erich Luebert, która odtąd dysponowała zleceniami na budowę wymienionych jednostek. Te zaś realizowała firma Dyckerhoff & Widmann Konstrukcja i Budowa Statków.

W Darłowie miało powstać sześć jednostek: dwa tankowce i cztery frachtowce. Prawdopodobnie zwodowane zostały tylko cztery jednostki. Prace przy pierwszym kadłubie rozpoczęto w lipcu 1942 r. Pierwszym budowanym tu statkiem był zbiornikowiec o nośności 3770 ton i wyporności 6550 ton. Kadłub wykonano metodą łupinową. Polegała ona na tym, że na wstępie wykonywano zbrojenie z prętów stalowych, a potem nakładano płaszcz z betonu. Betonowano i wodowano go dnem do góry, a następnie odwracano i wypompowano wodę.

Budowa pierwszego statku zajęła 12 miesięcy. Po zwodowaniu w Darłowie odholowano go do stoczni w Szczecinie. Tam był wyposażany przez następnych 12 miesięcy. Nigdy jednak nie wypłynął w rejs. Na kilka dni przed próbnym rejsem, został zbombardowany przez 650 amerykańskich latających fortec B-17 i B-24. W wyniku tego nalotu dywanowego, na dnie kanałów portowych spoczęło wiele statków i okrętów. Był wśród nich także darłowski betonowiec. Zniszczenia okazały się na tyle duże, że okręt nie nadawał się do remontu. Gdy nadciągały wojska radzieckie, betonowy kadłub postanowiono wykorzystać jeszcze do blokady toru wodnego do Szczecina.

Po wojnie odholowano go w górę Świny i osadzono na dnie rzeki w rejonie przystani karsiborskiej. Tymczasem na przełomie 1943 i 1944 r. w Darłowie budowano dwa parowe frachtowce o nośności 3650 ton i wyporności 6570 ton. Budowano je z lekkiego betonu - zwanego gazobetonem. Dzięki jego zastosowaniu kadłub jednego okrętu ważył zaledwie 2240 ton. Napędzały je silniki o mocy 1200 KM, więc mogły rozwijać prędkość co najmniej dziesięciu węzłów. W tym wypadku, ze względu na obciążenie okolicznych stoczni przez naprawy uszkodzonych okrętów marynarki wojennej, prace związane z wyposażeniem jednostek postanowiono wykonać w Darłowie. Jednak frachtowce te nie doczekały się całkowitego wyposażenia, ponieważ pod koniec lutego 1945 r. Do Darłowa zbliżał się front. Dzień przed wkroczeniem czerwonoarmistów Niemcy stocznię wysadzili w powietrze a później do reszty została splądrowana przez Rosjan.

Poza trzema opisanymi statkami prawdopodobnie w darłowskiej stoczni powstał jeszcze jeden tankowiec. Pewne jest, że jeszcze na w latach 70-tych na plaży w Bobolinie leżał wrak betonowca, częściowo wkopany w piasek. Niestety tworzące się wokół niego zawirowania wody niszczyły wydmy i wrak został wysadzony.

Przy budowie stoczni, jak i samych statków zatrudnieni byli jeńcy. Byli to przede wszytkim jeńcy radzieccy, których w czasie II wojny światowej przebywało w darłowskim obozie ok. 2000. Poza Rosjanami przy budowie zatrudnieni byli także Polacy, Francuzi i więźniowie niemieccy. Jednym z Polaków pracujących w stoczni, był Jerzy Kuc, obecnie kapitan żeglugi wielkiej Jerzy Kuc. Do darłowskiego obozu trafił po Powstańu Warszawskim. W jednym z listów do darłowskiego muzeum wspomina, że Jako marynarz w 1952 roku, w rejsie do Szczecina widział w pobliżu Świnoujścia na zalewie kanału Odry osadzony na mieliźnie wrak tego samego statku, który na przełomie 1944/45 budował w Darłówku.

autor: (mj)
źródło: archiwum darlowo.info